"Zakochałem się, tuż obok Ciebie. Jakiś dziwny motyl przysiadł na moim ramieniu i wyszeptał, że to już, że cały świat się zmieni, jeżeli tylko spojrzę na niego przez Twoje oczy. Miał rację, wiesz?
Zniknęła gdzieś szarość, rozpłynęła się biel. Mój świat zmienił kolor na zielony, przepełniła go nadzieja.
Zakochałem się, tuż obok Ciebie. Słuchając Twojego oddechu, czując jak Twoje rzęsy łaskoczą mnie w policzek. Myśląc tylko o Tobie.
Zakochałem się, tuż obok Ciebie. Stałaś się gwiazdą, wiodącą mnie przez ciemny labirynt wiecznej nocy. Rozpaliłaś w moim sercu coś, czego nigdy wcześniej nie poznałem, czego wcale się nie spodziewałem.
Zakochałem się, tuż obok Ciebie. Twoje dłonie idealnie pasują do moich, Twój uśmiech ma kształt moich marzeń, a Twój szept to głos mojego serca.
Zakochałem się, tuż obok Ciebie. I chcę, żeby to trwało wiecznie. Żebyś wiecznie była szczęśliwa, obok mnie, patrząc w me oczy.
Zakochałem się."
Skąd ona się wzięła? I dlaczego daje mi tyle szczęścia? Czy to normalne?
A może to po prostu jakaś choroba psychiczna, urojenia wyniszczonego samotnością umysłu?
Nie. Na pewno nie. To niemożliwe.
Bo ja wiem co to jest.
Dalej nie znalazłem tego cholernego tła.
Miłego życia,
Bard.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz