Pocałował ją. Tak, od tego to wszystko się zaczęło.
Od delikatnego muśnięcia jej ust, od czegoś na kształt lekkiego
powiewu morskiej bryzy latem, kiedy dookoła nie ma jak schować się przed cieniem.
Zamknął oczy. Wszystko, co działo się w jego głowie, działo się jednocześnie w rzeczywistości.
Jego dłonie wędrowały, wytyczały szlaki, których jeszcze nikt inny nie przemierzył,
rozpalały jej skórę, jej serce, jej myśli.
Poczuł smak jej skóry. To było... Zaskakujące. Nie mógł tego określić, nie potrafił.
Czuł tylko jak powoli wszystko znika, wszystko się rozmazuje.
Czuł się tak, jakbym tańczył walca ze swoim marzeniem.
To było jednocześnie fascynujące, piękne i napełniające strachem.
Bał się, że naruszy kruchość jej istnienia. W jego głowie rodziły się myśli,
by odsunąć to wszystko od siebie, przy wyrwać się z rytmu tego tańca.
A potem myśli gdzieś zniknęły, wszystkie.
Była tylko ona. Zatracił się w niej, utonął całkowicie.
Były tylko jej zielone oczy, w których widział wszystko, czego ona pragnęła.
Był tylko chłód jej dłoni, wdzierający się pod koszulę.
Był tylko zapach jej perfum, mącący w głowie, sprawiający, że potrafił skupić się tylko na niej.
Była tylko ona. I on. Razem.
Pośród bezdźwięcznej muzyki oddechów i snów,
które stały się realne.
Nic nadzwyczajnego.
Ale tam była ona.
To musiało być inne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz